WSTĘP – „TIEPIER JA”

Jako wstęp do całości tego, co na tym blogu może się pojawiać, zamieszczam bardzo ciekawy artykuł, który został opublikowany w sierpniowym (2007) numerze „Sprawy wschodnie”. Autorem jest pan Zbigniew Korpolewski. Zapraszam do lektury.

http://www.swpw.org/Sprawy_Wschodnie_5/teraz_ja.htm

Tiepier Ja

Teraz ja… chciałbym zabrać głos na temat piosenki rosyjskiej i roli, jaką odgrywała, a nawet w dalszym ciągu odgrywa w polskiej kulturze. Więc skoro już mi tego głosu udzielono, to znaczy, że go mam, a skoro mam głos, to mógłbym sam zaśpiewać. Otóż ja mam ten rodzaj głosu, który słabo nadaje się do śpiewu, co najwyżej do głosowania, a do głosowania u nas nie chodzą nawet ci, którzy mają głos. Inaczej ma się sprawa z piosenką – śpiewają nawet, a może właśnie ci, którzy nie maja głosu, a jeżeli na dodatek opatrzność nie dała im słuchu, tym lepiej, bo nie słyszą jak śpiewają. To była tak zwany żarcik, a teraz ad rem, czyli do rzeczy.


Otóż piosenka rosyjska towarzyszyła nam w różnej formie, można powiedzieć – „od zawsze”, a może nawet jeszcze wcześniej. Dokładnie nie wiadomo, czy pojawiła się po raz pierwszy w czasie zaborów, czy przywieźli ją zesłańcy wracający z Sybiru, czy może jeszcze wcześniej przywlekliśmy ją z wyprawy na Moskwę jako łup wojenny? Faktem jest, że piosenki – a zwłaszcza rosyjskie romanse – stanowią znaczącą część naszego polskiego repertuaru biesiadnego. Towarzyszą nam w czasie wesel, imienin i różnych innych zdarzeń towarzysko-rodzinnych, zwykle przy akompaniamencie gitary i… alkoholu. W tym obszarze prym wiodą zazwyczaj „Bradiaga”, „Podmoskiewskie wieczory”, „Wołga, Wołga”, „Oczy czarne”, „Serce”, czy wreszcie czastuszki różnego „literackiego autoramentu”. Sprzyja temu zarówno podobieństwo naszych słowiańskich temperamentów, jak i nostalgie oraz tęsknice, kresowe zwłaszcza. W kabarecie i na estradzie piosenki rosyjskie w formie romansów pojawiły się głównie dzięki Wertyńskiemu i szybko znalazły wielu znakomitych polskich interpretatorów tego legendarnego artysty, który podobno z miłości do poznanej w czasie polskiego tourne Polki, napisał swój wielki przebój „Madame Iren`e.


To tyle prehistorii. Po wojnie, w tak zwanych czasach PRL-owskich, piosenka rosyjska wtargnęła na nasze anteny, sceny, estrady i ekrany strumieniem szerokim do tego stopnia, że jedynie ze względów politycznych nie ogłaszaliśmy alarmu powodziowego. Kiedy już przewaliła się przez nasz kraj wielka nawałnica radzieckiej piosenki agitacyjno-dydaktycznej, charakterystyczna dla pierwszego dziesięciolecia PRL, powoli – acz z pewna ostrożnością – zaczął wracać sentyment do dobrej, melodyjnej piosenki rosyjskiej, obrzydzonej nam skutecznie i na wiele lat przez tak zwanych oficjalnych decydentów. W Polsce każda nadmierna ingerencja państwa w sprawy kultury, a już zwłaszcza w sprawy piosenki, budziła i budzi odruch wymiotny. Sadzę, że podobnie rzecz ma się w innych krajach i w tym względzie nie jesteśmy szczególnie oryginalni. Dlatego łatwiej piosenkarzowi zostać politykiem, niż politykowi piosenkarzem, chociaż wśród naszych mężów stanu próby trwają.


Wróćmy jednak do zasadniczego tematu tych rozważań, to jest piosenki rosyjskiej i polskiej, bo w pewnym momencie nastąpiło zachwianie proporcji między importem i eksportem, a co za tym idzie, nadmierna podaż przerosła popyt na piosenkę rosyjską w Polsce. Zainteresowania publiczności skierowały się w kierunku zachodnim, wbrew oficjalnym zabiegom „władzy ludowej”. Powszechnym stał się entuzjazm dla jazzu i rocka we wszystkich jego formach. Piosenka rosyjska stała się niemodna, nie tyle z powodów artystycznych, co politycznych, co zmienić się miało z chwilą powstania Międzynarodowego Festiwalu Piosenki w Sopocie.


Jego transmisje radiowe i telewizyjne wprowadziły pewną równowagę w relacjach między piosenkami polskimi i rosyjskimi. W Sopocie zaczęły pojawiać się największe gwiazdy piosenki rosyjskiej (wówczas radzieckiej), które w bezpośredniej konfrontacji z trzeciorzędnymi piosenkarkami i piosenkarzami zachodnimi (a tylko tacy ze względu na oszczędności dewizowe pojawiali się w Sopocie) wypadały efektownie, bywały nagradzane zwłaszcza za swoje solidne przygotowanie wokalne.


Polscy piosenkarze i piosenkarki, dzięki festiwalowym transmisjom zdobywali dla polskiej piosenki publiczność całego dawnego Związku Radzieckiego, co owocowało bardzo lukratywnymi trasami koncertowymi, które trwały zwykle kilka miesięcy, gromadziły wielotysięczne widownie entuzjastycznie oklaskujące swoich polskich ulubieńców, do których należeli: Anna German, Maryla Rodowicz, Irena Santor, Jerzy Połomski, Czesław Niemen, Trubadurzy, Czerwone Gitary, Skaldowie, VOX i wielu innych. Piszę o tym jako świadek wydarzeń, który co wieczór podziwiał i doznawał owacyjnych przyjęć tamtejszej publiczności. Publiczność rosyjska nie ma sobie równej na całym świecie. Takiego kultu artystów jak w Rosji nie ma nigdzie. Jest to publiczność niezwykle muzykalna i spontaniczna zarazem. Pod pewnymi względami przypomina publiczność australijską, która kocham nad życie.
Wróćmy jednak do Sopotu, gdzie na festiwalowej estradzie (tak naprawdę to wówczas jeszcze w słynnej Hali Stoczni Gdańskiej, gdzie odbywały się początkowo festiwale) jako pierwsza rosyjska gwiazda (radziecka jeszcze) pojawiła się Tamara Miansarowa, która natychmiast podbiła polską publiczność przebojem „Pust wsiegda budiet sołnce!”. Piosenka ta jest śpiewana do dzisiaj, głownie zresztą przez dzieci, a jej wykonawczyni jest podobno nadal w świetnej formie i występuje w Rosji z wielkim powodzeniem, bo Rosjanie, w przeciwieństwie do naszej publiczności, kochają swoich artystów dożywotnio, a artyści kochani przez publiczność żyją długo.


Nie sposób tu wymienić wszystkich piosenkarzy rosyjskich, którzy przez te kilkadziesiąt lat Festiwalu Sopockiego przewinęli się przez scenę Opery Leśnej. Byli to piosenkarze najlepsi i najpopularniejsi w Rosji. Dla nich Sopot był szansą nawiązania kontaktów z impresariami zachodnimi, a udany występ przed wymagającą publicznością sopocką wzmacniał ich pozycję w Rosji i w innych krajach dawnego Związku Radzieckiego, a często też owocował kontraktami zagranicznymi. Wielkie wrażenie zrobił – zwłaszcza na żeńskiej części publiczności sopockiej – obdarzony pięknym barytonem Muslim Magomajew, ten wyróżniający się azerska urodą śpiewak, cieszył się w Polsce przez wiele lat ogromną popularnością; podobnie jak niezwykle przystojny i utalentowany Lew Leszczenko, którego miałem przyjemność przedstawić polskiej publiczności jeszcze przed jego festiwalowym występem. W Sopocie występował też, wyposażony w potężny głos i czuprynę Josif Kobzon, który podobno teraz, obok kariery wokalnej, robi karierę polityczną, a w czasie głośnych na cały świat tragicznych wydarzeń w Teatrze na Tagance dał się poznać jako odważny negocjator, który uratował życie kilku młodym ludziom. Na mnie osobiście największe wrażenie zrobiły w czasie sopockiego festiwalu Gruzinka Giuli Czuchali – piękna i świetnie swingująca dziewczyna, która potem zrobiła karierę międzynarodową, obdarzona subtelną urodą Sofija Rotaru, no i oczywiście – ponadczasowa – Ałła Pugaczowa, która do dzisiaj uważana jest za jedną z największych gwiazd rosyjskiej piosenki i która skutecznie otarła się o karierę światową. Niezależnie od gwiazd rosyjskiej piosenki, które występowały na sopockim festiwalu, warto jeszcze wspomnieć niezwykle popularną Edytę Piechę – naturalizowana Rosjankę polskiego pochodzenia, która przez wiele lat należała do czołówki piosenkarek rosyjskich.


Wymienione tu gwiazdy należały, a niektóre nadal należą, do oficjalnej czołówki estrady rosyjskiej. Osobny nurt stanowili artyści rosyjscy, szczególnie w Polsce kochani – Żanna Biczewska, którą przed laty po raz pierwszy przedstawiłem publiczności polskiej, a jako ówczesny szef warszawskiego Teatru Buffo zaprosiłem ją na występy do tego teatru. Byli też uwielbiani – z wzajemnością – przez polską publiczność Bułat Okudżawa i Włodzimierz (Wołodia) Wysocki. Dzięki nim zasmakowaliśmy w rosyjskiej piosence i to im zawdzięczamy nasz sentymentalny do niej stosunek.


Jeden z klasyków naszego kabaretu, niezapomniany aktor, autor i reżyser Jerzy Dobrowolski, kiedy pokazywano mu w czasach PRL jakiś satyryczny tekst do oceny, zwykle po przeczytaniu mówił: „Całkiem niezły, tylko trochę mało na ruskich”… Co by tu dodać, żeby Dobrowolskiego zaspokoić? Mam! Przez dwa ostatnie lata na Festiwalu Eurowizji reprezentowali Polskę piosenkarze rosyjscy. W Rosji nikomu nieznani. Na szczęście nie odnieśli sukcesu.


Zbigniew Korpolewski

Dodaj komentarz

Brak komentarzy.

Comments RSS TrackBack Identifier URI

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s