Zespół „Leningrad” to legenda. Wykonują muzykę w stylu „ska punk” (skacore jest połączeniem stylów muzycznych – jamajskiego ska oraz brytyjskiego i amerykańskiego punk rocka. Początki ska punku sięgają początków lat 70 XX wieku. Najczęściej jest to muzyka punkowa z instrumentami dętymi – [wikipedia]). Nagrywają kolejne płyty, wciąż sieją zgorszenie i oburzenie. Liderem i wokalistą jest Sergiej „Sznur” Sznurow. Wyręczam się świetnym artykułem opublikowanym w „Przekroju” w 2005 roku. Uzupełniłem go jedynie kilkoma filmami. Kim jest Sergiej Sznurow? Następcą Wysockiego? Sznurow na prezydenta?
Ale zanim artykuł, polecam wszystkim rosyjskojęzycznym poniższy wywiad z artystą:
No, a teraz życzę miłej lektury.
Ostał im się ino sznur
Ostatni rosyjski dysydent, czyli jak SIERGIEJ SZNUROW zajął puste miejsce po Włodzimierzu Wysockim.
Półtora roku temu nieoficjalny skrabnik Kremla, właściciel klubu Chelsea Londyn Roman Abramowicz szukał wybitnego rosyjskiego artysty, który mógłby napisać i zaśpiewać nowy hymn jego drużyny. Nie satysfakcjonowały go ani „Kalinka”, ani „Blue Is The Colour” wykonywane dotąd na meczach przez kibiców. A Abramowicz zawsze dostaje to, czego zapragnie. Abramowiczowi się nie odmawia. Bo Abramowicz się nie targuje. Abramowicz po prostu płaci tyle, ile zażądasz. Wybór padł na lidera grupy Leningrad znanego pod pseudonimem Sznur. Zanim jeszcze doszło do rozmowy o finansach, Sznur bez ogródek powiedział mu, żeby poszedł w pizdu. Moskwa zamarła. Ale w Pitrze nikt się specjalnie nie zdziwił. Po Sznurowie – Jerzym Pilchu rosyjskiej wokalistyki i nowym przewodniku tamtejszej inteligencji – spodziewano się czegoś podobnego. Po pierwsze, dlatego że Sznurow jest fanatycznym kibicem Zenitu Petersburg. Po drugie, bo nie znosi putinowskich oligarchów. I po trzecie wreszcie, bo klnie jak szewc i widać jakoś nie mógł się przy „Abramce” pohamować.
No tak, każda opowieść o skonfliktowanym z Kremlem alkoholiku Siergieju Władimirowiczu Sznurowie (rocznik 1973) powinna zostać opatrzona nalepką: „Wnimanie – nieformatywna leksika!” („Uwaga – tekst zawiera brzydkie wyrazy!”). Mogłaby zaczynać się w radzieckiej szkole, gdzie Sierioża nauczył się porządnie przeklinać. Albo jeszcze wcześniej – kiedy jako trzyletni chłopiec wypił pierwszy kieliszek wódki.
Los stróża
Siergiej Sznurow to geniusz prowizorki i pospiesznej improwizacji. Niedoszły restaurator i architekt, studiował jakiś czas w akademii teologicznej. Sznurow poszedł tam z koleżeństwa, bo dobrze im się piło i rozmawiało z jednym znajomym. Wyrzucony ze studiów chwytał się różnych dorywczych zajęć. Był kowalem, szklarzem, stolarzem, jako stróż pilnował sadu w domu dziecka. W końcu przyjęli go do działu PR jednej z rozgłośni radiowych. Muzyczne zainteresowania miał nieco rozchwiane. Jako 18-latek grał hard core, potem sformował jeden z pierwszych rosyjskich projektów techno – Ucho Van Gogha.
Grupa Leningrad powstała z jego inicjatywy 9 stycznia 1997 roku, cztery dni przed pierwszym koncertem w klubie Art-Klinika! W grudniu mieli grać w Moskwie, ale odszedł od nich wokalista Igor Wdowin i Sznur z konieczności sam zaczął śpiewać. Od samego początku szukał inspiracji w „niskości”: leksykalnej, muzycznej, obyczajowej, intelektualnej. „Nasze szoł eto gawno, no ano takoje adno!” – śpiewa Sznur w coverze Tiger Lillies. Przez chwilę chciał nawet zmienić nazwę Leningrad na 3D, czyli Tri Debila. Repertuar zespołu klecono z odpadów, ścinków, trawestacji, ukradzionych melodii. Styl ustalił się na płytach „Mat”, „Daczniki” i „Piraty XXI wieka”. Była to wybuchowa mieszanka reggae, swingu i ska, punko-billy i miejskiego folku. Sznurowi i kolegom patronował również Tom Waits. I – choć do tego nie przyznaliby się za żadne skarby – Goran Bregović. Dużo później Sznur zaczął eksperymenty z hip-hopem, piosenką autorską ļ la Wysocki i ostrym rockiem.
Porno grupa
Przez lata Leningrad uosabiał najbardziej autentyczny petersburski underground. Mieli zakaz występów w oficjalnych mediach. Dyrektorzy programów krzywili się na ukryty w utworach bandycki etos, przerażały ich wulgaryzmy, irytowały przeciętne umiejętności instrumentalistów. – Grupa Leningrad jest jak film porno: małym nakładem środków dostarcza silnych emocji – mawiał w owym czasie Sznur. On i jego koledzy grali po 50 koncertów na miesiąc na scenach klubowych. Jako jedyne lansowało ich promujące młodych rosyjskich artystów Nasze Radio, ale i tak przekleństwa Sznurowa zagłuszano szumem albo wypikiwano. Kiedy już zdobyli profesjonalny kontrakt, wydanie pierwszej płyty („Pulia”) storpedował kryzys finansowy z sierpnia 1998 roku.
W tamtym czasie Leningrad przypominał pospolite ruszenie piterskich freaków. Jeden z dredami, drugi łysy, trzeci w dresie. Widzowie mieli wrażenie, jakby muzycy grali w jakiejś ciasnej kuchni na nielegalnej imprezie w komunałce. Skrzyknięci przez Sznurowa muzycy (nawet 18 osób!) nie mogli pomieścić się na scenie.
Bluzg bez prądu
Fani żartują, że idealny koncert Leningradu, synteza ich muzycznych poszukiwań, powinien wyglądać tak: klubowa sala nabita do ostatniego miejsca, opary marihuany, pół publiczności na dopingu. Na scenę wchodzi pijany Sznur i woła do mikrofonu: „Chuj!”. Publiczność odpowiada w ekstazie: „Łałłłł!”. I Leningrad kończy koncert. Po co grać? To, co najważniejsze, zostało wypowiedziane.
Założenie wyjściowe Leningradu polegało na tym, żeby zachowywać się tak, jakby cenzury obyczajowej i politycznej w Rosji nie było. Opowiadać o świecie językiem zakazanym na salonach, w teatrze i telewizji. „Mat”, czyli rosyjski wulgarny żargon seksualny, był dla Sznurowa środowiskiem naturalnym. Na płycie, której tytuł można przetłumaczyć jako „Bluzg unplugged” („Mat bez elektriczestwa”), niecenzuralne słowa pojawiają się z częstotliwością serii z kałacha. Sznur jako prostyj piterskij worowyj chuligan śpiewał o pidarasach (pedałach), mudakach (matkojebcach), ałkaszach (alkoholikach), mentach (milicjantach), narkomanach i kurwach z Dworca Witebskiego. Portretował młodych żulików, którzy sposobią się do bandyckiego fachu. Zgorzkniałych recydywistów. Leningrad odebrał postsowieckiemu półświatkowi jego język, nobilitując wulgaryzmy, stworzył wewnątrz „mata” pozbawioną tabu przestrzeń dla młodzieży i rosyjskich inteligentów z nowych generacji. Pomógł im wybluzgać nienawiść do tłumu, imperialnej ideologii, politycznych oszustw.
Brudna poezja
W utworze „Dien rożdienia” bohater Sznurowa dowiaduje się z telewizji od samego prezydenta o kolejnych podwyżkach opłat za światło i śpiewa melodyjny refren: „Wsio zajebała – pizdiec na chuj bladź!” – Rosjaninowi w tym momencie uszy więdną. Dla Polaka rosyjskie wulgaryzmy brzmią jak najpiękniejsza poezja. Czujemy intuicyjnie, że wolność rosyjska najpełniej przejawia się w języku. Rynsztokowy bluzg Leningradu to nie cel, ale środek do celu. Piętrowe wyzwiska oddają rosyjskie poczucie chropowatości życia. „Wulgaryzmów należy strzec jak źrenicy oka. Wulgaryzmy są naszym paliwem i dobrem narodowym jak nafta” – pisał Wiktor Jerofiejew. W quasi-hiphopowym kawałku „Mienia zowut Sznur” lider Leningradu rzucał bluzgi na cały rockowy rosyjski światek. Atakował DDT, Akwarium, Kino, Maszynę Wremieni… Wszystko w muzyce śmierdziało mu starzyzną, komformizmem, odcinaniem kuponów od dawnej popularności. We wściekłym songu „Sut’ chujnut” pytał, czemu jego bluzgi mają być gorsze od kłamstw i koszarowego języka prezydenta, generałów, urzędników i deputowanych? – Owszem, przeklinam, ale przecież chamstwa nie znoszę – deklaruje Sznur.
Alkoholowy relikt
Image Siergieja Sznurowa potwierdza wszystkie narodowe stereotypy dotyczące Rosjan – mędrców znad kieliszka. Kontemplacyjnie nastawionych do losu i dziejów ludzkiej podłości. Ich dusza otwiera się razem z butelką. Sznurow chlubi się, że nigdy jeszcze nie wyszedł trzeźwy na scenę. Przestrzega jednak pewnej zawodowej higieny. – Piję tylko po zachodzie słońca. Ale za to codziennie – wyznaje. Co pije? Mówi, że miesza bez eksperymentów. Najpierw podkład z piwa, potem leci czysta wódka, a kiedy ma już pełno, przerzuca się na whisky. Ile już wypił? Mierzyć trzeba nie na butelki i nie na wanny, ale na cysterny alkoholu. – Kilka lat temu nie przypuszczałem, że można nie pić przez pięć dni – mówi. – A teraz robię sobie takie właśnie zdrowotne przerwy, żeby organizm odpoczął.
Alkoholik, jurodiwy, narkoman, skandalista to maski, jakie Sznur zakłada z premedytacją. Niezbędna warstwa ochronna, bez której artysta zawsze będzie w Rosji przeklęty, będzie komuś zagrażał i szkodził – władzy, społeczeństwu. Sznur wie, że artysta zawsze źle kończy w tym kraju: albo go zabiją, albo sam się zapije na śmierć. Jestem wolnym człowiekiem, wolno mi się zapić na śmierć – zdaje się deklarować lider Leningradu. A pijakowi się wierzy. Pijak może powiedzieć prawdę. Pijakowi wszystko się wybacza.
Sznurow to najdoskonalsza w ostatnich latach personifikacja „nachuizmu”, czyli rosyjskiej filozofii narodowej. Wiktor Jerofiejew definiował ją jako ideologię zdeptanych iluzji, bierny opór wobec każdego systemu, autosabotaż hamujący życie do samego końca. Nie przypadkiem bohater piosenek Leningradu to najczęściej „alkoholik i półgłówek”. Pijany w cztery dupy abnegat i leń. Taki, co wszystko o życiu wie, świata nieciekawy. Leży, rzyga i dupczy, co podleci. Staje w gaciach na balkonie i pluje na robotników idących rano do pracy. W największej pogardzie ma jednak „nowego ruskiego”, biznesmena z komórką, w garniturze od Armaniego, jeżdżącego czarnym bumerem (zwyczajowa nazywa beemki).
Ptak na wolności
Sznurow nie uznaje tabu w pisaniu o fizjologii miłości. Może na przykład w jednej z piosenek rozważać, co bardziej śmierdzi: męskie nogi czy spocone części intymne kobiety. Śpiewa o miłości do dziewczyn poznanych w wagonikach kolejki elektrycznej, o upalaniu przypadkowych lasek haszem, o miłości francuskiej z narzeczonymi marynarzy. W jego brutalnej poezji są tylko „baby, suki, żopy, bladzi”. Chcą pieniędzy, szybkiego seksu i jeszcze dręczą człowieka, jak pijany przychodzi późno do domu: „Suka, suka, suka… Ja jebał tiebia, a ty jebała mnie mozgi…”.
Trochę z lenistwa i trochę dla wygody Sznur nie nosi majtek. Odbierając nagrodę od widzów kanału Muz TV, ku zaskoczeniu redaktorów i publiczności w studiu, opuścił dół od dresu i prezentując się w całej okazałości, zasalutował wszystkim. Skandal był niewiarygodny. Ekshibicjonistyczny wybryk Sznura tłumaczył w prasie członek Związku Psychiatrów Federacji Rosyjskiej Michaił Połowcew: „Ekshibicjonizm może być ubocznym objawem impotencji wywołanej notorycznym alkoholizmem… Pan Sznurow traktuje takie zachowanie jako coś w rodzaju dopingu, stymulatora własnej seksualnej wydolności”. Co na to Sznur? – Mądrzy ludzie zawsze mnie chwalą, głupi – krytykują. A seks bez wódki nie ma sensu.
El Comendante
Sznurow na każdym zdjęciu wygląda inaczej. Na koncercie pokazuje się najczęściej z gołym torsem, w cyklistówce i z petem w ustach. Opuchłą od wódki twarz maskuje niestrzyżoną sybiracką brodą. Kiedy nie jest w ciągu, przebiera się za dandysa w typie Lou Begi albo pirata w marynarskiej koszulce. Czasem nosi czapkę i mundur jak El Comendante Fidel Castro. Kiedyś miał sowieckie wąsy w typie Tarkowskiego i Szynkariowa. Co płyta (a wydał już 12 krążków), to nowy wizerunek. Naturalnie podąża drogą Włodzimierza Wysockiego i godzi estradę z teatrem i kinem. Od kilku lat pisze muzykę do filmów („Bumer”), gra epizodyczne role w serialach i obrazach pełnometrażowych („Igry motylkow”, „Teoria zapoja”, a zwłaszcza „Kopiejka” i „4” według scenariuszy samego Sorokina). Kamera go kocha.
Z jego inicjatywy zaczęła się kontrkulturowa rewolucja w rosyjskich mediach. Jak grzyby po deszczu powstają pokrewne „piterskie” grupy: Billy’s Band, Botanika, Vibracja Pierca, Sobacze Sierdce, Zachar Maj… Jedni imitują Waitsa i Tiger Lillies, inni już tylko Sznurowa i jego bluzg. Śpiewają o ben Ladenie w begach. Deklarują chęć wydymania Ałły Pugaczowej, a jednocześnie grają koncerty solidarności z opozycją białoruską.
– Wynocha z naszego miasta. Wszystko, co złe w Pitrze, przyszło tu wraz z moskwianami! – krzyczał do moskiewskich dziennikarzy Sznurow, który nie wyobraża sobie życia poza Petersburgiem. Moskwy nienawidzi, bo panuje tam zła, mocarstwowa atmosfera. Na wieś nie jeździ. Daczy nie posiada. Nie ma samochodu. Jest za legalizacją narkotyków. Oczywiście, jak przystało na człowieka, który obiema nogami tkwi jeszcze w ZSRR, Sznur nie mówi w żadnym obcym języku, choć podobno na poważnie myślał o nauce baszkirskiego. Znalazł się za to w antologii współczesnych poetów rosyjskich. Maluje. Produkuje nagrania. Szefuje muzycznej wytwórni Misterium Zwuka. O Sznurowie „człowieku renesansu” powstał już dokument: „On rugajetsa matom!”.
Kpiny z Putina
Sznurow i jego Leningrad to dzieci ery jelcynowskiego chaosu, które musiały się odnaleźć w epoce zamordysty Putina. Nic dziwnego, że nie myślą o nim najlepiej. Na płycie „Babarobot” pojawia się niejaki Boria propaństwowiec i śpiewa: „Jak powiedział nasz prezydent / Teraz nadszedł taki moment / gdy stabilność to nasz cel / i w jedności siła”. Dalej Sznurow cynicznie streszcza Putinowski program, w którym zjednoczony naród buduje z wielkim oddaniem nowy gułag.
Putin został obśmiany przez Sznurowa również w teledysku kreskówce do utworu „WWW”, w którym rosyjski przywódca buduje w Pitrze kopię Kremla, cenzuruje obrazy w Ermitrażu i idzie na mecz Zenit Petersburg – Spartak Moskwa. Zenit wygrywa 3:0, ale Putin dzwoni, gdzie trzeba, i jest remis. Sam Putin na temat Sznurowa oficjalnie się nie wypowiada, ale pewnie zgrzyta zębami, bo ulubioną grupą prezydenta jest, jak wiadomo, Ljube mająca w repertuarze utwory o rosyjskich komandosach. Sporą konfuzję w jego kancelarii wywołał zamieszczony w Internecie filmik, na którym jego żona Ludmiła w sytuacji nieoficjalnej śpiewa i tańczy w takt piosenek Leningradu.
Sznurow podpadał władzy powoli, ale konsekwentnie. W Moskwie Leningrad ma szlaban na występy od listopada 2002 roku, gdy tuż przed ich koncertem na Łużnikach mer Jurij Łużkow przesłuchał przypadkiem jedną z ich płyt i dostał szału. Od tej pory każde wejście Sznurowa nawet na klubową scenę w stolicy jest nielegalne. Ale lider petersubskiego zespołu czasem pojawia się w konfidencji w Moskwie. – Ja gram dla przyjaciół. A Łużkow to dla mnie żaden kolega – mówi.
Dlaczego Sznurow uwiera rosyjskich polityków? Bo się nie boi. Mówi, co chce, i robi to, co uważa za potrzebne. Podczas koncertów w USA wspólnie z Amnesty International zbierał wśród amerykańskich Rosjan podpisy pod petycją w sprawie uwolnienia więźniów politycznych na Białorusi. W listopadzie 2004 roku wspólnie z innym rockmanem Aleksandrem Wasiliewem firmował kolejny list do Łukaszenki. Kibicował pomarańczowej rewolucji, był za Juszczenką, bo jak twierdzi, jako esteta nie miał wyboru.
Tymczasem Kreml, pamiętając, jaką rolę odegrali rockmani w Kijowie, na serio przejął się ewentualnym zagrożeniem ze strony „petersburskiej rewolucji bluzgów”. Władislaw Surkow, wiceszef administracji Putina, spotykał się w kwietniu z czołówką niezależnej sceny. Przyszła Zemphira, byli chłopaki z Bi-2, Spinu, był Sznur. Surkow chciał wymóc na muzykach życzliwą neutralność, jakby przyszło co do czego.
Zaraz potem gruchnęła plotka, że Sznurowa poprosili, żeby napisał nowy hymn Rosji. Ten tylko machnął ręką: – Hymn, mówicie? Już go napisałem. Jakby zebrać wszystkie moje piosenki do kupy, to jest to właśnie święta pieśń rosyjska.
Prezydent Sznur?
Czytelna w piosenkach Leningradu nostalgia za ZSRR to nie nostalgia za bezpieczeństwem socjalnym. Sznur tęskni za dysydenctwem. Za tamtą odwagą i godnością zachowywaną nawet w beznadziejnej sytuacji. Dlatego jego patriotyzm polega – jak w czasach sowieckich – na uporze. Nigdzie się stąd nie ruszy, choćby nie wiem co. Mimo że „wokół chujnia, aż się rzygać chce”.
– Nie oglądam telewizji, nie czytam gazet. Surfuję w sieci – deklaruje. Dla jego piterskich przyjaciół wolna Rosja jest już tylko w radiu i w Internecie, gdzie władza jeszcze nie sięga. Jednym z hitów mijającego roku w Rosji był utwór „Swoboda” napisany przez Siergieja w Mordowii, w zonie numer 4, podczas kręcenia filmu „4” Ilji Chrzanowskiego. Sznurow dedykował go skazanemu na dziewięć lat łagrów byłemu szefowi Jukosu Michaiłowi Chodorkowskiemu. Fani z Petersburga zastanawiali się przy wódce: „A Sznurowa to kiedy posadzą?”.
Z drugiej strony dziennikarze serio zapytali ostatnio Sznurowa, czy nie myśli o starcie w wyborach prezydenckich w 2008 roku (!). – Model prezydentury, w której głowa państwa pije i pisze piosenki, jest bliski memu sercu, ale nie wiadomo, czy naród myśli podobnie – śmiał się artysta. Ale przecież Jelcyn też za kołnierz nie wylewał. Nie wiadomo, gdzie w końcu zajdzie ten wiecznie nietrzeźwy eksstolarz, ekspiarowiec i niedoszły teolog. Cóż, zacytujmy jeszcze raz „Encyklopedię duszy rosyjskiej” Jerofiejewa: „Piękno Rosji polega na tym, że nic się w niej nie da przewidzieć… To jest jej konstytucja i kto tego nie rozumie, jest po prostu chujem”.
Łukasz Drewniak
51/2005 (PRZEKRÓJ)
A poniżej kilka filmików.:
Sznurow – człowiek roku GQ
„Chernoe zoloto”
A to… hm.. sam nie wiem co o tym napisac. „Pobrey pizdu”
I na koniec – niecenzuralny reportaz „Leningrad v Tochke”
14 Komentarzy
Comments RSS TrackBack Identifier URI
Czy ktoś wie dlaczeo grupa się rozpadła? Nie znam za dobrze historii zespołu i szukam w internecie i znaleźć nie mogę ;/
już sie zeszła;) Sznur twierdził, że jest kryzys i łatwiej zarobić na czteroosobowy zespół niz czternastoosoboowy – rubl sprzedawał się bardzo kiepsko ( bo i grał średniawo) i od roku chyba Leningrad wystepuje znowu w mniej więcej starym skladzie ( a przy okazji zdażyli wydać płytę albo dwie z poslednim koncertem – ale nie z Warszawy, choc z tego co m wiadomo, to ostatni koncert poprzedniego wcielenia odbyl się – i był genialny – w stodole)
Od kiedy to zespół się rozpadł? Ciągle nagrywają nowe płyty. Jak chcesz być na bieżąco, to sprawdzaj ich stronę – ona się zmieniła – stara http://www.leningradspb.ru od dawna nie jest aktualizowana, wszystkie nowości na nowej http://www.sosimc.ru. A jak lubisz leningradzkie zespoły i znasz rosyjski bolecam też piterski zespół Billy’s Band, od 5 lat robi furorę w Rosji i teksty rzeczywiście są Boskie (oprócz ostatniej płyty). Pozdro.
Tu masz funklub zespołu z całą historią: http://shnur.tv/leningrad.html
A jest jeszcze jakis Leningrad grający cos w brzmieniu rocka z damskim wokalem. ktoś cos o tym wie?
mówisz chyba o najnowszej płycie Leningradu ( bo zaczęli znowu grać i koncertować) nosi to tytuł hna i jest mocno takie sobie
[…] Tych, którzy chcą o życiu i filozofii Siergieja Sznurowa dowiedzieć się więcej, odsyłamy do doskonałego, archiwalnego artykułu z Przekroju (można go znaleźć tutaj). […]
może to to http://www.youtube.com/watch?v=jIQaLRBg4Uc
Nie wiecie może jak nazywa się ta piosenka, gdzie są słowa w refrenie: „W domu piekło wrze, miłość w piekle krzepnie, więc bez piekła źle.” ? Niestety nie znam rosyjskiego i ciężko mi znaleźć.
Ленинград – По-любому z płyty Бабье лето
12 plyt ? cholera skad je sciagnac ?!
Tu masz wszystkie piosenki: http://sanyamanya.ru/music/leningrad/
-do posłuchania i ściągnięcia.
[…] Wcześniej o zespole LENINGRAD – TUTAJ. […]
[…] Przeczytaj o Sznurowie i zespole „Leningrad” WIĘCEJ. […]